IIW Mikorzynie podobała mi się atmosfera, było mile, ciekawie i nikt nie wiedział co może się wydarzyć. Dla mnie zieleń, która nas otaczała dodawała uroku temu miejscu. Ksiądz Darek bardzo mądrze opowiadał o Abrahamie i uczył nas przez to skupienia, bo to, co mówił było bardzo potrzebne i ważne. Ludzie, którzy pomagali w Mikorzynie ofiarowali się dla nas, wcale nie musieli, lecz chcieli z nami być i pomóc nam dobrze przeżyć ten czas. Ksiądz podzielił nas na mniejsze grupy, w których mogliśmy poznać nowe osoby i zawiązać nowe znajomości.W Mikorzynie nauczyłam się cierpliwości i brania odpowiedzialności, dzięki grupom zaprzyjaźniłam się z osobami, których wcześniej nie znałam. Odkryłam jak ważne jest słowo, które daję drugiemu człowiekowi. Według mnie Mikorzyn to najlepsze miejsce do spędzania wakacji. – Michalina, 11 lat
W Mikorzynie poznawaliśmy historię Abrahama. W pierwszy dzień uczyliśmy się zaufania i tego by za wszelką cenę nie starać się być w centrum uwagi. W drugi dzień uczyliśmy się współpracy, dowiedzieliśmy się wiele o sobie. Mieliśmy także bardzo przydatny kurs pierwszej pomocy i jak się zachować w razie wypadku. W trzecim dniu nauczyliśmy się przyjmować Boga do siebie i podejmować dobre decyzje, w tym dniu rozmawialiśmy też o tym co dostaliśmy od Boga. W czwartym dniu odpowiadaliśmy sobie na pytania: Kim będę? Jaki będę? Jak będę żył? Był to dla mnie bardzo dobry czas spędzony z przyjaciółmi i księdzem Darkiem. W Mikorzynie było bardzo fajnie, tylko krótko. – Tomek, 9 lat
Był to dla mnie bardzo intensywny czas. Wyciągnęłam z tego wyjazdu wiele wiedzy i wniosków. Mam nadzieję, że będę potrafiła wprowadzić je w życie. Analizowaliśmy życiorys i osobę Abrahama, każdy z nas mógł zajrzeć w głąb siebie. Przede wszystkim uczyliśmy się uszczęśliwić innych oraz poświęcać się dla innych. Ponadto mieliśmy okazję nauczyć się udzielać pierwszej pomocy. Dowiedzieliśmy się, że zmiany potrzebują czasu i zaufanie to bardzo ważna rzecz w życiu. Trudno jest zaufać, ale powinniśmy dać się poprowadzić Bogu. W przeciwieństwie do ludzi, mamy pewność że on nas nie zawiedzie i chce dla nas jak najlepiej. Zauważyłam też, ile możemy dowiedzieć się od naszych młodszych kolegów. Powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają jest bardzo krzywdzące i nietrafione. Dziękuję Bogu za ten czas. – Natalia, 14 lat
W tym roku w Mikorzynie poznawaliśmy osobę Abrahama. Przez 4 dni obozu mieliśmy wiele momentów na osobiste lub grupowe przemyślenia, które wiele nam uświadomiły: co robimy w życiu źle i co musimy w nim zmienić. Przez ten czas nie zawsze robiliśmy to co nam się podoba lub co lubimy, stawialiśmy czoła naszym lękom i rozwijaliśmy się przez nasze dokonania i przeżycia. Podczas pobytu w Mikorzynie uświadomiłem sobie, że Bóg cały czas jest przy nas, lecz niekiedy nawet nieświadomie zagłuszamy Jego głos, który prowadzi nas przez życie. Musimy być uważni i rozglądać się za Jego wskazówkami i podpowiedziami. Ks. Darek pokazał nam jak ważne są decyzje w życiu i tylko od nas to zależy czy pójdziemy drogą Bożą. Nawet najprostsze wybory przybliżają lub oddalają nas od Jezusa. W dzisiejszym świecie, w pogoni za pieniędzmi zbyt dużą wagę przywiązujemy do rzeczy ziemskich i zapominamy o modlitwie. Zadawaliśmy sobie również pytania: Czy ufam ludziom? Czy umiem słuchać drugiego człowieka? Czy w trudnej sytuacji jestem gotów pomóc bliźniemu? Czym kieruję się w życiu? Na takie i podobne pytania odpowiadaliśmy podczas naszego pobytu, dało nam to bardzo dużo do myślenia. W osobistej modlitwie mogliśmy zastanowić się nad tym co jest do poprawy w naszym życiu. W Mikorzynie na pewno nauczyłem się słuchać drugiego człowieka, jak zareagować w trudnych sytuacjach, jak nie zagłuszać głosu Pana i dać się Mu pokierować. Pobyt na tym obozie dał mi dużo do myślenia nad swoim życiem. – Mateusz, 14 lat
Głównym tematem piątkowego spotkania była nasza przyszłość, a dokładniej pytanie “Jak wyobrażam sobie siebie za 10 lat?”. Na te pytanie odpowiadaliśmy po obejrzeniu fragmentu filmu “Cześć Tereska”. Potem udaliśmy się do kaplicy na krótki rachunek sumienia. Po chwili przemyśleń, w grupach pisaliśmy zaproszenie na Kostowski wieczór modlitwy. Myślę, że był to dobry czas aby zastanowić się czy idę w dobrym kierunku, czy zmierzam ku Jezusowi, czy się od niego oddalam. -Bartek, 13 lat
Nasze ostatnie spotkanie,na którym była adoracja, ruszyło mnie i moje sumienie, pomyślałem, że jednak powinienem zmienić się na lepsze. Niby nikt mi nic nie mówił, ale jednak On przemówił do mojego serca. Po obejrzeniu na spotkaniu filmu z Męki Pańskiej, wyszedłem stamtąd zmieszany. Czułem że wszystkie błędy jakie zostały wymienione w tym filmie ja sam na co dzień popełniam, raniąc najbliższych. Ogółem bardzo mi się podobało i mam zamiar dalej uczęszczać na spotkania. – Denis, 15 lat
Na ostatnim spotkaniu młodzieżowym odbywały się gry zabawy i swawole oraz kolacja, na której zjedliśmy frytki oraz sałatkę. Następnie zajęliśmy się rekreacją, podzieliliśmy się na drużyny i zagraliśmy w kalambury, gra ta doskonale nadaję się na takie spotkanie, pozwala na współpracę i wymaga pracy zespołowej a dodatkowo jest zabawna. Spotkane było zdecydowanie udane gdyż wszyscy byli uśmiechnięci, a uciech jest to bardzo potrzebny drugiemu człowiekowi do życia, a w dzisiejszych czasach jest on na deficycie.
Dzisiaj na spotkaniu spotkaliśmy się z Bogiem w Eucharystii. Słuchając Słowa Bożego, próbowaliśmy zrozumieć, czym jest prawdziwa przyjaźń. Z przyjaźni blisko do tematu miłości, ale jednak wiele je dzieli. Czym się one różnią? Kim są nasi przyjaciele? Jak ich rozpoznać? Czy my sami potrafimy być przyjaciółmi? Jak przygotować się do małżeństwa? Żyjemy w czasach pokręconych relacji i ciężko nawiązać prawdziwy kontakt z drugą osobą. Zapatrzeni w ekrany przestajemy ze sobą rozmawiać. Myślę, że potrzebujemy przypomnienia, jak ważni w naszym życiu są przyjaciele, oraz jak ważne jest odpowiednie ich dobieranie. Dziś na spotkaniu zostaliśmy takie przypomnienie. Było dużo dobrego zasłuchania i ciszy. Bo warto słuchać bardziej doświadczonych od nas ludzi i uczyć się od nich. – Ania, 16 lat
Wczorajsze spotkanie dało mi wiele do myślenia. Uświadomiłam sobie że tacy ludzie jak brat Rafał muszą się bardzo starać,aby zebrać środki potrzebne do utrzymania jadłodajni. Zauważyłam też,że przy pomaganiu w takim miejscu nie można liczyć za bardzo na wdzięczność. Szczerze? Bardzo mnie to zdziwiło. No bo tak właściwie ten człowiek poświęca swój czas i pracę a w zamian za to czasami zostaje nawet obrażany,a wdzięczność nie jest tak powszechna jakby się mogło wydawać. Pomyślałam o tym jak ja mogłabym pomóc innym. Niekoniecznie w taki sposób, ale w jakikolwiek. Uświadomiłam sobie,że wokół mnie jest mnóstwo ludzi czy organizacji poprzez które można pomagać w bardzo prosty sposób. No bo bądźmy szczerzy,któremu z nas chciałoby się pracować charytatywnie sześć dni w tygodniu,tak jak brat Rafał? Myślę,że niewielu. Zastanawiając się nad tym wszystkim doszłam do wniosku,że musimy pomagać sobie częściej,bo nie wiemy czy kiedyś nie spotka nas taką sytuacja,w której to my będziemy potrzebować czyjejś pomocy. – Julia
Na dzisiejszym spotkaniu rozmawialiśmy z bratem zakonnym, Rafałem. Jest to Franciszkanin, który pomaga bezdomnym i osobą biednym, tworzy dla nich wolontariat. Pomaga w sposób pozornie prosty, czyli zapewnia ciepłe posiłki, organizuje dla nich wigilie i po prostu pomaga i jest przy nich. Dużo opowiadał nam o życiu, sprawach które nas otaczają. Opowiedział jak z kogoś można się stać nikim i jak szybko się to dzieje. W życiu musimy uważać na to co robimy, z kim to robimy i po co to robimy. Uważam, że takich spotkań brakuje, ponieważ my młodzi ludzie jeszcze mało wiemy o życiu, a takie spotkania bardzo uświadamiają i pokazują co trzeba robić aby dobrze przez to życie przejść. Oczywiście samo spotkanie nie spowoduje tego że uda nam się przejść przez życie suchą nogą, ponieważ każdy z nas jest słaby i zrobi jedna czy drugą złą rzecz, ale takie spotkania naprawdę pomagają w tym aby tych złych rzeczy robić jak najmniej, a jak wiadomo nie teoria jest najważniejsza lecz doświadczenie życiowe. – Mateusz, 16 lat
Na dzisiejszym spotkaniu gościliśmy franciszkanina, który poświęcił swoje życie drugiemu człowiekowi. Odpowiada za przygotowanie i wydawanie posiłków osobą potrzebującym. Codziennie ma szansę zmienić kogoś życie, dać mu siły na kolejny dzień, nie oczekując za to wdzięczności. Uzmysławia nam , jak może potoczyć się nasze życie. To my możemy być na ich miejscu. Zadziwiające jest to , ile osób w dzisiejszych czasach potrzebuje pomocy. Na co dzień nie widzimy tego , nie mamy z tym styczności. To było duże zderzenie z rzeczywistością. Kolejnym tematem , który poruszyliśmy byli ludzie uzależnieni. Skąd się biorą? Z samotności, niezrozumienia , braku relacji. To pokazuję jak w tym globalnym świecie jesteśmy samotni. Fajnie jest posłuchać osoby z pasją, która otwiera oczy na prawdziwe nie kolorowe życie . Słuchanie jest ważne , ale co potem z tym robimy? Jak przełożyć to na nasze życie? Czy jestem w stanie poświęcić się dla drugiej osoby? – Agnieszka, 18 lat
Wspominając ostanie piątkowe spotkanie, nasuwają mi się na myśl słowa: drugi człowiek, relacje, radość z bycia razem. Wczoraj był trzeci piątek miesiąca, czyli czas na wspólne jedzenie i wygłupy. Dla jednych to może być tylko jedzenie i zabawa, ale dla mnie, to jest coś więcej. Siedząc przy stole rozejrzałam się po roześmianych twarzach i pomyślałam – jak fajnie że mogę tu być, jak fajnie że mogłam poznać, tyle wartościowych osób podczas tych piątkowych spotkań. Wracając z nart rozmawiałyśmy o tym jak to możliwe, że jesteśmy z innych miejscowości, z innych szkół, w różnym wieku, a tak dobrze się dogadujemy? Myślę, że to właśnie dzięki spotkaniom jesteśmy bardziej otwarci na innych. Przy stole rozmawiamy o wszystkim – o szkole, muzyce, książkach, naszych problemach lub radościach. Dostrzegamy różnice i wyciągamy z nich wnioski. Uczymy się życia z drugim człowiekiem – Julia, 16 lat
Narty to był dla mnie trudny, ale bardzo dobry czas. Długo męczyłam się z przełamaniem swojego strachu. Przeżyłam wiele upadków, łez, ale w końcu także szczęścia z tego, że się odważyłam. Przez narty odkryłam, że upadki, a raczej powstawanie z nich, to klucz do lepszej jazdy, lepszego życia. Był taki moment gdy po wjechaniu wyciągiem na górę strasznie się bałam. Myślałam, że upadnę i się połamię, nie wierzyłam w siebie i swoje możliwości do tego stopnia, że puściły mi emocje i popłynęły łzy. Dziewczyna, która jechała wtedy ze mną powiedziała, że nic mi się nie stanie i nie ma się czego bać. A kiedy zaśpiewała ,,Pan mnie strzeże ” dodała mi jeszcze więcej wsparcia i odwagi. Jadąc za nią, miałam jeszcze momenty zawahania i upadki, ale to był duży krok w pokonaniu mojego strachu. – Gosia, 16 lat
Gdy pojechałem na narty myślałem o oderwaniu się od rzeczywistości i codziennej rutyny, a nie o czymś co może mnie czegoś nauczyć. Moje podejście do wyjazdu zmieniło się pod koniec pierwszego dnia. Od całkowitego zera nauczyłem się jeździć, (sztywno jak drewno) ale jednak. Po całym dniu, wieczorem, gdy nogi od kolan w dół piekły mnie z bólu pomyślałem sobie: ,,Wow dokonałem tego. Zjechałem bez wywracania się.” Drugiego dnia gdy zjeżdżałem, w miarę ogarniałem jazdę ,,równoległą” wtedy zachciałem czegoś więcej. Rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Ksiądz zabrał mnie na jeden z najbardziej stromych stoków. Wtedy nauczyłem się, że większy albo wyższy nie oznacza lepszy, przynajmniej nie jak moje umiejętności z tamtego dnia. Gdy stałem na szczycie tego stromego stoku kolana trzęsły mi się ze strachu a jednak, zjechałem!!! Trzeciego dnia ksiądz przydzielił mi pewnego chłopaka, żebym poćwiczył z nim skręcanie. Po kilku zjazdach ze stoku zrobił on takie postępy, że mimo iż sam w jeździe na nartach nic nowego nie osiągnąłem czułem się dumny, jak nigdy podczas tych trzech dni. W tamtym momencie nawet smutek z powodu odjazdu z tego miejsca nie mógł zgasić we mnie radości, która napełniała mnie z powodu tego czego się nauczyłem i nauczyłem inną osobę. Chciałbym wspomnieć że podczas tego wyjazdu doświadczyłem pewnej wewnętrznej radości, która niemal promieniowała z innych ludzi. – Joachim, 15 lat
Co przeżyłam na wyjeździe na narty? Oprócz tego że nauczyłam się jeździć, przeżyłam coś znacznie ważniejszego. Mogłam się sprawdzić. Na pewno zdałam sobie sprawę, jak ważne są etapy rozwoju. Najpierw ziarno, potem źdźbło, a dopiero później kłos. Najważniejsze są podstawy, bo bez nich nie można iść do przodu. Powinniśmy się rozwijać i zmieniać na lepsze, wstawać po każdym upadku i nigdy się nie poddawać. Poza tym, mogłam sprawdzić też swoją cierpliwość. Wiem, że powinnam nad nią popracować. Wszyscy byliśmy tam odpowiedzialni za sprzęt, musieliśmy uważać na to co robimy na stoku, żeby nie zrobić krzywdy sobie i innym. Dodatkowo poznałam spędziłam mnóstwo czasu ze wspaniałymi ludźmi z którymi kontakt na co dzień jest utrudniony.. – Natalia, 14 lat
Jak jednym słowem określić wczorajsze spotkanie? Wytrwałość. Nigdy wcześniej nie spotykałam się z tym słowem, nie rozmawia się o wytrwałości. A wczoraj Ola powiedziała: do rozwoju potrzebna jest wytrwałość. Zapisałam to w moim zeszycie że zdaniami, przez które nie umiem zasnąć, bo ciągle o nich myślę. Koleją rzeczą było pytanie Księdza: na co jest w Twoim życiu za późno? Najpierw był w głowie bunt: jak to? Ja mogę wszystko? Za późno? Pffffy. Potem zdałam sobie sprawę z tego, że tak, jest na wiele rzeczy za późno. Kocham te piątkowe spotkania, bo zmuszają do myślenia. Wczoraj był pierwszy piątek miesiąca i Msza. Niesamowita Msza w małej Kaplicy na poddaszu. -Zosia, 17 lat
Na ostatnim piątkowym spotkaniu młodych zajęliśmy się wspólną rozmową przy jedzeniu i wygłupami. Przypomnieliśmy sobie, jak ważną role w naszym życiu odgrywają zwykłe, codzienne rozmowy. Ile czasu spędzamy na rozmowie twarzą w twarz? O czym wtedy rozmawiamy? Zastanówmy się, co dają nam te rozmowy. Wspólne spędzanie czasu z drugim człowiekiem jest równie ważne jak modlitwa czy adoracja. Pamiętajmy o tym. -Hania, 14 lat
Obserwacja tego, co nosimy w sercu i słuchanie o tym, czego oczekuje od nas Pan Bóg, czyli czym wypełnić nasze kruche, ale pragnące serca.
Spotkanie z Jezusem Chrystusem naprzeciwko podczas adoracji to niesamowita okazja do tego, żeby doświadczyć i odkryć czym na co dzień żyjemy, co do nas najbardziej trafia, co ma największe znaczenie – tylko czy zawsze dobre dla nas? Pan Bóg pragnie dla nas wolności, czasami bardziej niż my sami. Dlatego tak bardzo Mu na nas zależy, a dzięki temu stwarza różne, czasem bardzo niespodziewane sytuacje w naszym życiu lub niesamowicie pięknych wewnętrznie ludzi, żeby pokazać jak bardzo nasze pragnienia różnią się z tym, czego On od nas pragnie. A Jego pragnienia mają moc. Jego pragnienia doprowadzą do tego, że rozpoczynając życie w Niebie i wpadając w objęcia Boga Ojca usłyszymy od Niego: Dobrze, że jesteś! Dobrze, że żyłeś z myślą o Mnie. Drugi piątek miesiąca to konfrontacja swojego życia na adoracji z tym, czego Pan Bóg od nas oczekiwał stwarzając nasze ciała i dusze, które mimo że się różnią, to żyją i są dzięki sercu. A to ono jest źródłem owoców Ducha Świętego: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. (Ga 5, 22) W kruchym serduszku, z owocami Ducha Świętego, czyli świadectwem tego, że żyjemy tak, jak Pan Bóg tego od nas oczekuje, zawita wolność.
Czy tego chcemy? Czy pragniemy dla siebie wolności tak, jak nasze serce?
– Agata, 20 lat